Rozmowa z Katarzyną Kisielewską dyrektor zarządzającą PKS Gdańsk-Oliwa SA
Dobro spółki jest najważniejsze
Czy kryzys to wyzwanie, czy szansa dla usług TSL?
- Z pewnością jedno i drugie. Sytuacja na rynku staje się coraz trudniejsza i jest to największe wyzwanie, bo każdy z nas odczuwa w mniejszym lub większym stopniu, to co się dzieje i w Europie i w polskiej gospodarce. Z drugiej strony jest to szansa dla najlepszych, którzy mogą się wybić i umocnić swoją pozycję, a korzystają na tym klienci - zarówno jakościowo jak i cenowo. Dodatkowo patrząc na rejon Pomorza i na zaplanowane tutaj inwestycje, mamy nadzieję, że stworzą one dodatkowe szanse na rozwój.
Jak prognozy makroekonomiczne wpływają na planowanie budżetów i strategii działania?
- Przyjmując budżet na rok 2012, opracowaliśmy dwie wersje: kryzysową (pesymistyczną) i optymistyczną zakładającą realizację wszystkich planów. Zespół wybrał optymistyczny wariant i okazało się, że to był trafny wybór, bo udało się zrealizować budżet prawie w 100 proc. Mimo kryzysu stawiamy na rozwój oddziałów, zdobywanie nowych klientów oraz stałe podnoszenie wydajności naszych procesów. Staramy się odpowiadać na oczekiwania klientów, którzy głównie poszukują dostawców pewnych, wysokojakościowych i z dobrą kondycją finansową. Do budżetowania podchodzimy ostrożnie, nie zapominając, że cele muszą być ambitne. Ale nie ma co ukrywać, kryzysu boją się wszyscy.
Kto lepiej sprawdza się w kryzysie na stanowiskach handlowych, kobiety czy mężczyźni?
- Nie ma znaczenia, chociaż przyznam że kobiety często są w stanie osiągać równie dobre wyniki jak mężczyźni, a czasami nawet lepsze. O wynikach decydują cechy osobowościowe, niektórzy pracownicy odbierają stres jako zjawisko wpływające motywująco, to z pewnością cecha która pomaga w pracy spedytora. Zatrudniając nowe osoby do pracy, kierujemy się głównie kompetencjami tych osób i ich doświadczeniem.
A jak Pani czuje się w branży TSL, czy od początku kariery jest z nią związana?
- Wywodzę się z finansów i bankowości. Moja przygoda z PKS Gdańsk-Oliwa SA zaczęła się od projektów, które prowadziłam w ramach obsługi tej spółki jako konsultant. Zainteresowała mnie ta firma i jej działalność, a Zarząd chyba zauważył, że mam szansę wnieść do firmy coś nowego. W pewnym momencie zaproponowano mi współpracę na stałe. W branży TSL czuję się bardzo dobrze, chociaż w gronie kadry menedżerskiej jestem jedyną kobietą, ale jestem na stanowisku, które pozwala mi wykorzystywać moje naturalne cechy przywódcze, takie jak odwaga, przebojowość, zdyscyplinowanie, dzięki czemu udaje mi się współpracować z bardzo różnorodnym gronem menedżerów i osiągać razem sukcesy.
Co ma dla Pani największe znaczenie jako menedżera?
- Ludzie. Można pracować z ludźmi, którzy będą dostrzegać potencjał i wspierać rozwój nowych inicjatyw, a można też trafić do firmy, gdzie nowe pomysły będą z góry skazane na odrzucenie i to ma największe znaczenie. Mogę śmiało powiedzieć, że PKS Gdańsk Oliwa SA należy do tych pierwszych. Nowe inicjatywy pracowników są postrzegane z dużym optymizmem. Oczywiście tylko część z nich udaje się zrealizować, ale nie ma odrzucenia z góry, bo jak mówił Brian Tracy - "należy zrobić pierwszy krok". Wszystkie zadania, które nie wyjdą to też wartość dodana w postaci informacji zwrotnej - może trzeba się cofnąć i spojrzeć w inną stronę.
Jaki jest Pani styl zarządzania?
- Wyznaję świętą zasadę - "konsekwencji w delegowaniu zadań", co jest w wielu firmach problemem. Pamiętam o podstawowych zasadach wyboru odpowiednich osób do odpowiednich zadań, ustalenia terminu i rozliczenia z ich wykonania. Staram się też być blisko wszystkich pracowników i jeśli ktoś ma ochotę ze mną porozmawiać, jestem dostępna i otwarta na polemikę. Staram się też pomagać w realizacji nowych pomysłów i podchodzić do wszystkich inicjatyw z optymizmem.
Czy możliwe jest zachowanie zasady "work life balance" w branży TSL, która wymaga dużej dyspozycyjności?
- Bez względu na branżę, będąc na stanowisku menedżerskim trzeba liczyć się z tym, że o każdej porze może wydarzyć się coś ważnego. Mamy taką zasadę, że generalnie staramy się pracować do godz. 16.00, a potem każdy z nas jest prywatną osobą. Ale nie ma co ukrywać, że nie jest to łatwe zadanie, bo obszarów działalności jest dużo i trzeba pełnić nad nimi nadzór. Zdarza mi się czasami przy mojej 5-o letniej córce odebrać telefon, a ona zwraca mi uwagę, że znowu pracuję, a obiecałam spędzić z nią ten czas i wtedy czuję się głupio. Z drugiej strony wiem, że dzwoni prezes, czy firma która z nami współpracuje, albo pracownik i trzeba odebrać połączenie. Więc co do zasady, zgadzam się z tą teorią, że wszystko musi być w odpowiednich proporcjach. Ale z drugiej strony pracując na stanowisku menedżerskim prywatność na tym cierpi. Jeżeli chcesz być dobry i zrobić coś, co będzie zauważalne, 8 godzin pracy to za mało.
Co jest miarą sukcesu i co uważa Pani za największy sukces w pracy w PKS Gdańsk-Oliwa SA?
- Dużym sukcesem jest dla mnie to, że udało mi się przez te półtora roku związać z firmą i pracownikami. Wspólnie wprowadziliśmy zmiany w stylu zarządzania spółką, tzn. większego zaangażowania wszystkich pracowników i menedżerów, uporządkowanie hierarchii i struktury, co pozwala na to, że realizacja zadań idzie w miarę szybko. Wdrażamy niemal cały czas nowe projekty i część z nich okazuje się dużymi sukcesami. Generalnie kieruję się zasadą, że dobro spółki jest najważniejsze.
Czy w życiu prywatnym, też jest Pani tak przebojowa, czy raczej osobą wyciszoną?
- Jestem dominatorem w każdej sferze mojego życia. Oczywiście trzeba gdzieś wyładować emocje i stres. Ja robię to na rajdach samochodów terenowych. Czasami jeżdżę jako kierowca ,a czasami jako pilot. Oczywiście wszystko w klasie turystycznej. W weekendy, jak tylko pozwala mi na to czas i pogoda organizuję wypady ze znajomymi na rozdroża Kaszub, gdzie mogę naładować moje akumulatory. Wielką frajdę sprawia mi to, ze można to robić razem z rodziną, bo sport może ekstremalny, ale generalnie dosyć bezpieczny z racji nacisku na precyzję, a nie na siłę.
Dziękuję za rozmowę,
Beata Trochymiak