Dodaj ogłoszenie o pracy


Czeka nas wzrost liczby upadających firm?

 

Polską gospodarkę czeka znaczący wzrost liczby upadających firm, a transport – barometr zdolności płatniczej przedsiębiorstw wskazuje na nienajlepszą prognozę - takie wnioski płyną z najnowszego raportu Euler Hermes Collections z Grupy Allianz, dostawcy raportów handlowych. Do końca tego roku liczba upadających firm może wzrosnąć do 850, a w 2013 roku przekroczy 900. We wrześniu zanotowano 58 przypadków upadłości. W szerszej perspektywie trend wzrostu upadłości jest (nieprzerwanie od 2009 roku) i będzie wzrostowy. Jego nasilenie zależy w dużym stopniu od warunków zewnętrznych, skoro sytuacji nie poprawiają wewnętrzna konsumpcja oraz inwestycje (które m.in. przyniosły odwrotny efekt – pogrążyły budownictwo, zamiast być dla niego impulsem wzrostu).

 

Czy sytuacja poprawia się? Jak mówi Michał Modrzejewski, dyrektor analiz branżowych w Euler Hermes Collections, Grupa Allianz - Niestety sytuacja na rynku nie ulega poprawie, po prostu przeminęła główna kumulacja upadłości związanych z budownictwem infrastrukturalnym, która zaczęła się już w roku ubiegłym. Na pewno liczba bankructw jednak nie będzie się zmniejszać, to jeszcze nie jest poprawa a po prostu spowolnienie tempa wzrostu ich liczby – zarówno we wspomnianym budownictwie jak i w skali całej gospodarki, gdyż nic nie wskazuje na poprawę w pozostałych branżach – nie ma jak na razie wygranych. W skali całego bieżącego roku, jak i przyszłego liczba upadłości będzie rosnąć – o 15 proc. w roku bieżącym (do ok. 850 upadłości) i ok. 5 do 10 proc. w roku przyszłym (spodziewamy się minimum 900 upadłości).

 

Gorzej niż trzy lata temu – firm nie ratuje już…
Pogarszająca się koniunktura eksportowa prowadzi stopniowo do wygaszenia inwestycji (na wzór podobnego trendu w 2009 roku), redukcji zatrudnienia i w ślad za tym do spadku nastrojów konsumenckich. Spada więc tempo wzrostu konsumpcji na rynku wewnętrznym – nie rekompensuje się ona w takim stopniu, jak to było trzy lata temu, gorszej sytuacji na rynkach zagranicznych, nie spełnia już roli „poduszki bezpieczeństwa” dla przemysłu i handlu. W sektorach tych liczba upadłości generalnie waha się, ale trwale nie spada (poza hurtem – co jest konsekwencją coraz większej jego konsolidacji, zwł. w sektorze spożywczym działa już zdecydowanie mniej niezależnych hurtowni). Liczba upadłości sklepów jest wyższa o ok. 40 proc. niż przed rokiem, a wcześniej rosła nawet w 60 proc. tempie (problemy detalu były widoczne już w drugiej połowie ub. roku – mamy więc obecnie już odniesienie do wyższej bazy, większej liczby upadłości z tego okresu).

 

Transport – barometr zdolności płatniczej przedsiębiorstw wskazuje na nienajlepszą prognozę
O spowolnieniu obiegu należności świadczy kondycja firm transportowych, które po krótkiej poprawie kondycji w 2011 roku (głównie na skutek wzrostu realizowanych przewozów) ponownie napotykają na klasyczną prawidłowość: klienci mając mniej środków w pierwszej kolejności opóźniają płatności właśnie za usługi transportowe, jako łatwo zastępowalne. Jednocześnie firmy paliwowe, dostawcy części, opon, etc., zaostrzają kontrolę spływu należności w obawie przed kłopotami swoich odbiorców – jak pokazują statystyki z Analiz Branżowych prowadzonych przez Euler Hermes Collections, z Grupy Allianz, firmy transportowe spłacać muszą swoje zobowiązania dwukrotnie szybciej (średnio po 14 do 30 dniach), niż same uzyskują środki od swoich klientów (średnio po ok. 60 dniach). Powstałą w ten sposób lukę finansową pogłębia jeszcze wzrost opłat za korzystanie z dróg (nowy system opłat) jak i wymogi inwestowania w coraz nowszy, przyjaźniejszy dla środowiska sprzęt. Skoro w statystyce upadłości znalazło się ok. trzydzieści firm transportowych zatrudniających zazwyczaj powyżej 50, a nierzadko i 100 osób, to wobec rozdrobnienia branży (90 proc. firm transportowych to małe, rodzinne firmy) prawdziwa ilość firm spedycyjnych, które zniknęły z rynku jest wielokrotnie większa. To wszystko w sytuacji paradoksalnie wciąż dobrze utrzymującej się sprzedaży ciężarówek i sprzętu transportowego – wytłumaczeniem jest podobnie jak w przypadku handlu detalicznego (powstawanie coraz to nowych obiektów sieci dyskontowych podczas gdy znikają sklepy detaliczne i mniejsze ich sieci) postępująca stopniowo konsolidacja rynku, inwestowanie przez największe firmy, mogące sobie pozwolić na zdobycie dzięki temu większego udziału w rynku, zwłaszcza w najbardziej intratnych segmentach zleceń stałych.

 

W budownictwie czeka nas jeszcze kilka trudnych kwartałów
Nie można mówić o poprawianiu się sytuacji w kwestii upadłości – raczej o pewnej sezonowości (związanej także z sezonowością w branży dominującej w statystyce – budownictwie). W szczycie sezonu prowadzone prace wymagały wzmożonego finansowania, co wobec słabej sytuacji finansowej branży owocowało częstszymi przypadkami utraty płynności; a przede wszystkim – mamy za sobą szczyt kończenia – a raczej niekończenia kontraktów infrastrukturalnych, wierzyciele widząc to (zrywane kontrakty lub martwe budowy) nie mieli złudzeń, iż dłużnicy dostana jeszcze jakieś środki i stąd wcześniejsza fala wniosków o upadłość. Obecnie ta liczba wniosków o upadłość w branży nieznacznie spadła wraz z „rozliczeniem” już największych kontraktów, co nie znaczy, iż dalszych upadłości nie będzie. Mimo zapowiadanych inwestycji energetycznych i kolejowych; nieźle rozwijających się też inwestycji komercyjnych (powierzchnie biurowe, handlowe, magazynowe) jak i mieszkaniowych (przynajmniej jak na razie realizacja fali inwestycji rozpoczętych przed wejściem w życie tzw. ustawy „deweloperskiej”) suma środków, które mogą zasilić sektor budowlany będzie jednak mniejsza w ciągu najbliższych kilku kwartałów.
Jak mówi Grzegorz Hylewicz, dyrektor windykacji w Euler Hermes Collections, Grupa Allianz - Wciąż postępować będzie oczyszczanie się rynku ze słabszych kapitałowo podmiotów – na wyrozumiałość wierzycieli (pw. instytucji finansowych) liczyć mogą tylko niektóre największe firmy – mniejsze, a nawet średnie podmioty stanowiące większość w sądowych statystykach upadłości (o średnim obrocie od 3 do 30 milionów złotych i zatrudnieniu do 60 osób) wciąż będą się w nich często pojawiać. Przypadek zbiorowego consensusu dla uratowania Polimeksu nie potwierdza też tego, iż wszystkie duże firmy mogą czuć się już pewnie – największa we wrześniu upadłość dotyczyła firmy o obrocie wynoszącym ponad 500 mln złotych, działająca w jakby się wydawało perspektywicznej niszy infrastruktury kolejowej.

 

W województwie śląskim i łódzkim mniej upadłości
Duży rynek wewnętrzny (woj. śląskie) oraz elastyczność firm mniejszych (łódzkie) pozwalają w niektórych regionach niwelować ogólny trend wzrostu upadłości, z którym mamy do czynienia ww. województwach, w których większa niż gdzie indziej ilość firm prowadzi wymianę handlową z zagranicą. Tak jest z reguły w województwach najsilniejszych gospodarczo (gdzie działa też najwięcej przedsiębiorstw), jak np. dolnośląskie, mazowieckie czy wielkopolskie.

 

Jak dodaje Grzegorz Błachnio, analityk w Euler Hermes Collections, Grupa Allianz - Na Śląsku w miesiącach letnich liczba upadłości wzrosła głównie za sprawą plajt w budownictwie – w tym okresie z tej branży pochodziła połowa przypadków upadłości firm o obrocie od 10 do 30 milionów. We wrześniu budownictwo było już w województwie mniejszym problemem – a przemysł w woj. śląskim radzi sobie nieźle, kooperując w dużym stopniu z lokalnymi firmami, które jeśli eksportują, to głównie towary inwestycyjne (Niemcy, ale też m.in. Azja), mniej narażone na dekoniunkturę. Inaczej jest np. na Dolnym Śląsku – zagłębiu produkcji m.in. elektroniki użytkowej i innych dóbr konsumpcyjnych, na które popyt za granicą jest obecnie mniejszy.
Liczba upadłości niekoniecznie świadczy o ich ciężarze, zarówno w sensie ekonomicznym (wielkość przedsiębiorstw, realizowany przez nie obrót – i w konsekwencji odprowadzane podatki) jak i społecznym (zatrudnienie). W niektórych województwach (np. podkarpackie), gdzie liczba upadłości jest mniejsza, ich efekt był zdecydowanie większy w znaczeniu ekonomicznym, jak i społecznym: upadały tu przedsiębiorstwa co najmniej średnie (a w skali regionu – duże), co wobec płytkiego rynku pracy ma bardziej doniosłe skutki niż w regionach, gdzie nie tylko upada, ale i powstaje więcej firm a rynek pracy jest stosunkowo szeroki.

(źr. Opr. na podst. inf. Euler Hermes Collections)

 

Główne wnioski raportu Euler Hermes Collections:
Do końca tego roku liczba upadających firm może wzrosnąć do 850, a w 2013 roku przekroczy 900.
We wrześniu w oficjalnych sądowych źródłach opublikowano ogłoszenia o upadłości 58 polskich przedsiębiorstw (we wrześniu ubiegłego roku było ich 64).
W ciągu dziewięciu miesięcy opublikowano ogłoszenia o upadłości 681 polskich przedsiębiorstw (o 19 proc. więcej niż 571 w tym samym okresie 2011 roku).
Firmy, których upadłość ogłoszono we wrześniu łącznie zatrudniały ok. 5 tys. osób, a ich zsumowany obrót wynosił ok. 1,6 mld złotych.
Pierwsza dziesiątka upadłości to firmy z sektorów: budownictwo, przemysł stalowy oraz branża mięsna.
Różnice regionalne – w łódzkim, ale i śląskim wciąż jeszcze lepiej niż przed rokiem. Liczby mogą być jednak mylne – najgorsze skutki upadłości są w województwach, gdzie upada mniej firm, ale też mniej ich działa (i powstaje), m.in. na Podkarpaciu.

 

Zobacz także:
czy wiedziałeś, że...
PKB Polski do 2030 roku mógłby być o 9% wyższy, gdyby zawodowy potencjał kobiet został lepiej wykorzystany. To równowartość prawie 300 mld złotych rocznie. Według badań McKinsey, większa liczba kobiet na stanowiskach kierowniczych skutkuje lepszymi wynikami finansowymi firm, które mają aż o 26 proc. większe szanse na wyższe zyski.
Polski rynek magazynowy w 2022 r. utrzymał się w dobrej kondycji. W budowie znajduje się kolejne 3,4 mln mkw. (-25% r/r), co zapowiada przekroczenie granicy 30 mln mkw. w 2023 r.
Według badania Forum Kobiet w Logistyce „Przywództwo kobiet w logistyce – gdzie jesteśmy i co dalej” z 2022 r., aż 41% respondentek nie miało szans na awans na stanowisko menedżerskie albo przywódcze ze względu na brak uznania ich kompetencji za równe kompetencjom mężczyzn, a 34% na swojej drodze do awansu spotkało się z dyskryminacją płci.
Port lotniczy, nowe linie kolejowe i drogi oraz inwestycje towarzyszące pozwolą stworzyć do 2040 r. 290 tys. nowych miejsc pracy i zapewnią wzrost łącznej produkcji w Polsce nawet o 90 mld zł rocznie- to wnioski z drugiej części raportu o CPK analitycznej firmy Kearney.