W ostatnich tygodniach doszło do znacznej redukcji załogi w dużych zakładach produkcyjnych z branży automotive na terenie Wielkopolski. Łącznie prace stracić może nawet 30% personelu. To nie jedyny tego typu przypadek. Trudnej sytuacji firm nie poprawia wysoki wskaźnik zwolnień chorobowych. Część pracowników w obawie o utratę pracy udaje się na prewencyjne „L4”. W niektórych zakładach produkcyjnych poziom absencji wywindowany został do kilkunastu procent.
Redukcje wśród personelu ogłosił również m.in. zatrudniający ponad 1000 pracowników producent okien z Gniezna, a podjęcie podobnych kroków rozważają kolejne duże zakłady produkcyjne na terenie całego kraju. Rosnące koszty cen energii oraz materiałów, zerwane łańcuchy dostaw i mocno obniżony optymizm konsumentów, to nie jedyne problemy z jakimi borykają się firmy. Jak zwraca uwagę Mikołaj Zając, ekspert rynku pracy, prezes Conperio, największej polskiej firmy doradczej zajmującej się problematyką absencji chorobowych, coraz większy odsetek pracowników udaje się również na „L4”. To dodatkowe, bardzo kosztowne zagadnienie, dla i tak pogrążonych w tarapatach przedsiębiorstw.
- Mamy sezon grypowy, a dodatkowo spora część pracowników stara się na „L4” po prostu przeczekać niepewny czas. Jeśli zakład produkcyjny zatrudnia 600 pracowników, a poziom absencji wynosi 10%, to oznacza to 60 wakatów. Według naszych danych około 30% zwolnień chorobowych stanowią nadużycia. Biorąc pod uwagę, iż od 1 stycznia płaca minimalna wyniesie 2709,48 zł netto, to miesięczna strata przedsiębiorstwa wynosi ponad 50 000 tys. zł, co w skali roku daje blisko 650 000 zł. To są pokaźne kwoty – zauważa Mikołaj Zając, prezes Conperio.
I jak dodaje, jest to bardzo ostrożny szacunek, ponieważ nie uwzględnia straty wynikającej z tego co nieobecni pracownicy mogliby w tym czasie wyprodukować. Zatem straty te mogą być w rzeczywistości kilkunastokrotnie większe.
- Szefowie zakładów produkcyjnych powinni zadać sobie pytanie, czy stać ich na absencję chorobową lub jak długo jeszcze będzie ich na nią stać? Jeżeli we wspomnianym wcześniej zakładzie produkcyjnym absencja obniżyłaby się o 5 pracowników, to pracodawca nie jest zmuszony rekrutować kolejnych 5 osób, nie traci produkcji oraz wynagrodzenia. Następuje tzw. wzrost efektywności kosztowej w skali całego roku. To niezwykle istotne pod kątem pogarszającej się sytuacji gospodarczej – mówi Mikołaj Zając.
Duża odpowiedzialność w zakresie obniżenia poziomu absencji spoczywa na bezpośrednich przełożonych, menedżerach oraz działach HR. Kontrole pracowników przebywających na „L4” mają służyć nie tylko wyłapaniu i ukaraniu „czarnych owiec”. Celem pracodawcy powinno być pokazanie, iż poprzez przeprowadzenie kontroli pracowników przebywających na „L4”, nie zgadza się on na proceder wykorzystania zwolnień chorobowych niezgodnie z przeznaczeniem w swoim przedsiębiorstwie - reaguje na to i akcentuje nacisk na nieuzasadnioną absencję.
- Firmy stosujące miękkie standardy postępowania pomijają element analizy tego, skąd się bierze absencja chorobowa, jaka jest jej przyczyna i w jakiej grupie podopiecznych najczęściej występuje. Dwucyfrowa absencja nie powinna zdarzać się w zakładach zatrudniających od 200 do kilku tysięcy osób – taki procent wskazuje na to, że ma ona charakter patologiczny. Z naszego wieloletniego doświadczenia wynika, że poziom absencji pracowników przebywających na „L4”, w firmach, które zdecydowały się na kontrolę może zmniejszyć się od kilku do nawet 70%. To z kolei błyskawicznie potrafi przełożyć się na bieżącą kondycję przedsiębiorstw – analizuje Mikołaj Zając.
Z początkiem marca tego roku powstała pierwsza polska aplikacja webowa do monitorowania zwolnień chorobowych z zakładzie pracy - Pulpit Absencji. Pozwala ona raportować i rozliczać nieobecności na podstawie danych zebranych w jednym miejscu. Dzięki temu pracodawca może analizować trend absencji chorobowej w czasie rzeczywistym oraz identyfikować jej przyczyny. Do tej pory z aplikacji skorzystało już ponad 200 zakładów produkcyjnych na terenie całego kraju.
(źr. CONPERIO)