Rozmowa z Magdaleną Sieczką menedżerką ds. logistyki w Limpol Sp. z o.o., z cyklu "Kobiety w Logistyce"
Firma Limpol jest importerem egzotycznych owoców. Co sprawia największe problemy w organizowaniu dostaw takiego ładunku z odległych zakątków świata? - Importujemy nie tylko owoce, bo też zdarzają się inne produkty, np. tuńczyk. Natomiast naszym głównym produktem jest ananas, a także inne egzotyczne owoce, również przetworzone i pakowane w puszkach. Dużym wyzwaniem w ich dostawie do Polski jest uzyskanie najlepszej ceny za fracht z gwarancją miejsca na statkach, bo jest to ładunek ciężki oraz zaplanowanie transportu przez całą drogę od producenta aż po nasze magazyny: w Gdańsku albo w Dąbrowie Górniczej, z odpowiednim wyprzedzeniem. Druga sprawa, to zakontraktowanie odpowiedniej ilości towaru w czasie zbiorów, czyli dużo wcześniej niż nasi odbiorcy będą potrzebować go najbardziej. Największym wyzwaniem w tym procesie jest zapewnienie ciągłości dostaw. Tutaj liczy się długoletnie doświadczenie. Pod uwagę trzeba wziąć sezon wzrostu i zbioru owoców, dalej proces produkcyjny oraz transit time na morzu, gdzie mogą wystąpić opóźnienia ze względu np. na zjawiska pogodowe, których nie da się przewidzieć.
Jak sytuacja kryzysowa wpłynęła na rynek tego typu produktów? - Nie ma co ukrywać, kryzys dotknął nas w jakimś stopniu, gdyż nie sprzedajemy towarów pierwszej potrzeby, ale bardziej z grupy tych należących do dóbr luksusowych. Kryzys wymusił jeszcze większą koncentrację na potrzebach kulinarnych Polaków, które w ostatnim czasie zmieniają się dosyć mocno. Stale poszukujemy nowych produktów, które mogą spodobać się polskim konsumentom.
Czy łatwo jest wprowadzić nowy produkt na polski rynek FMCG? - To zależy, jeśli odzwierciedla zapotrzebowania rynku, jest to kwestia dobrej ceny i jakości. Natomiast to co blokuje skutecznie import produktów żywnościowych, to służby graniczne w Polsce. Współpraca z niektórymi urzędami na granicy nadal przypomina tę sprzed 25 lat i czasami to gehenna biurokratyczna. Na przykład w porcie w Hamburgu odprawa kontenera trwa dwie godziny, a u nas dwa dni. Nikt nie liczy się z kosztami, jakie ponosi przedsiębiorca z tego tytułu. W mojej opinii, tak restrykcyjne podejście do przedsiębiorców jest na wyrost i skutecznie zniechęca do odpraw w polskich portach. Pomijając już same kontrole graniczne, to przynajmniej skomplikowane procedury celne można by uprościć. Niestety nikt u nas w kraju się tym nie przejmuje, więc… w sytuacjach kryzysowych korzystamy z usług Hamburga
A może podać Pani jakiś przykład… - Mieliśmy jeden nieprzyjemny i kosztowny dla nas przypadek z tuńczykiem w puszkach, w sumie kilkadziesiąt ton i wszystkie dokumenty były na pierwszy rzut oka w porządku, ale okazało się, że nie było w wykazie w Polsce statku, którym tuńczyk był poławiany. Kiedy wyjaśniono sytuację, że to była pomyłka urzędnika i w zasadzie nie było przeciwskazań aby wprowadzić statek do portu, nikt nie poniósł żadnych konsekwencji i nawet nie otrzymaliśmy słowa wyjaśnienia. W tych czasach jest to wręcz niewiarygodne, ale tak się niestety zdarza w Polsce.
Jaki obszar w logistyce lubi Pani najbardziej? - Myślę, że transport morski, bo występuje tutaj dużo zmiennych, sporo operacji i czasami trzeba się sporo nagimnastykować aby znaleźć rozwiązanie, które np. zminimalizuje spóźnienie dostawy. Dodatkowo jest to dla mnie coś nowego, gdyż wcześniej zajmowałam się głównie transportem drogowym.
Jak Pani trafiła do logistyki? - To był przypadek, bo zaczynałam bardzo wcześnie w wieku 18 lat. Trafiłam do firmy kurierskiej, gdzie zatrudniono mnie w call center Działu Obsługi Klienta. To była szkoła życia. Dzwonili różni klienci z różnymi problemami i zdarzało mi się słuchać mocnych historii, ale jakoś musiałam sobie z tym radzić. Na pewno to był skok na głęboką wodę.
Ścieżka kariery i awans na stanowisko managerskie … - To poniekąd też kwestia przypadku oraz docenienia mojego zaangażowania w pracę, jaką wykonywałam dla jednego ze swoich klientów. Mimo, że nie było łatwo na początku, to jednak polubiłam branżę transportową i po paru latach pracy w firmie kurierskiej zmieniłam pracodawcę na firmę spedycyjną. Tam, w ciągu 5 lat od stanowiska obsługi klienta, przez specjalistę ds. kluczowych klientów, awansowałam na stanowisko koordynatora działu obsługi klienta. A jednym z Klientów była firma Limpol i tak się złożyło, że przedstawiciel zarządu tej spółki zaproponował mi przejście i pracę na samodzielnym stanowisku ds. logistyki.
Nigdy nie kusiło Pani, aby wrócić na stronę dostawcy usług? - Nie, nigdy, wolę być po tej stronie „mocy”. Wiem, że spedytorzy mają ze mną ciężko, bo znam wszystkie wymówki i niuanse pracy spedycyjnej, ale też cenią sobie szczere i partnerskie relacje we współpracy z nami.
Jak dużym zespołem Pani zarządza? - Nasza firma jest firmą rodzinną zatrudniającą kilkanaście osób, więc pracuję na samodzielnym stanowisku, oczywiście nie wszystko robię sama. Moim zadaniem jest dobór kooperantów, którzy świadczą dla nas usługi w zakresie transportu, magazynowania i dystrybucji. Jestem pewna, że mam ogromne szczęście do ludzi, bo trafiłam do tej pory na wykwalifikowanych specjalistów, którzy niewątpliwie wiele mnie nauczyli. Szczerość w biznesie, to cecha, którą cenię sobie najbardziej we współpracy z poddostawcami.
Największy Pani sukces zawodowy… - Poukładanie i usystematyzowanie procesów transportowych w Limpol, które w tym momencie działają bez zarzutów odkąd jestem w firmie.
A gdyby nie transport i logistyka, to co by to było? - Ostatnio zastanawiałam się nad tym, jeśli już to… pewnie jakiś gabinet SPA, albo kosmetyczny. Oczywiście widziałabym się w roli menedżerskiej takiego gabinetu. Interesuję się kosmetologią, z przyjemnością korzystam z różnych nowinek kosmetycznych oraz możliwości zabiegów SPA. Po pracy staram się aktywnie spędzać czas, biegam, jeżdżę na rolkach i chodzę na zajęcia pilates, które mnie wyciszają. Poza tym lubię też dobre kino.
Dziękuję za rozmowę,
Beata Trochymiak