Rozmowa z Pawłem Buciorem, prezesem zarządu Styropianex Transport Sp. z o.o
Nasi kierowcy to górna półka transportu drogowego w Europie
Czym jest dla Pana transport i jakie były Pana pierwsze kroki w tej branży? - Transport jest moją pasją i to od najmłodszych lat, sposobem na życie. Kiedy zrobiłem prawo jazdy kat C+E od razu zacząłem jeździć w trasy. Zanim stałem się szefem firmy, przez kilka lat jeździłem na trasach krajowych, a potem międzynarodowych.
Pamięta Pan swój pierwszy kurs? - Tak, to była trasa krajowa na odcinku Leżajsk – Gliwicie, przewoziłem piwo z browaru leżajskiego.
Jak zaczęła się historia firmy Styropianex Transport? - W 1990 r., kiedy mój tato zakupił pierwszy pojazd ciężarowy. Był to używany pojazd, a dopiero w 1992 r. zakupiliśmy nowy samochód marki Jelcz. Później z roku na rok przybywało już po kilka zestawów – ciągnik i naczepa. Na początku jeździliśmy tylko na trasach krajowych, dopiero od 2000 r. weszliśmy na rynek międzynarodowy. W 1999 r. założyłem swoją działalność - PB Transport i zakupiłem swój pierwszy własny pojazd ciężarowy. Po kilku latach połączyliśmy firmy i powstał Styropianex Transport. Przez jakiś czas jeszcze jeździłem w trasy, ale kiedy liczba aut własnych w firmie przekroczyła 20, musiałem zrezygnować i zająć się zarządzaniem.
Zapewne miał Pan swoją wizję prowadzenia biznesu i rozwoju firmy, czy się spełniła? - Tak, cały czas się spełnia. Przede wszystkim chciałbym zawsze posiadać tabor pojazdów nie przekraczających wieku 3-4 lat. Jesteśmy po wymianie pierwszej partii pojazdów, planujemy kolejną, tak aby w 2015 r. w 90 proc. nasze auta spełniały normę Euro 6. No i oczywiście zwiększenie liczby pojazdów z obecnych 55 do 80 zestawów. Mam nadzieję, że uda mi się to zrobić już w roku 2015.
Ile firma zatrudnia osób? - W tym momencie mamy 60 kierowców oraz 12 osób na stanowiskach spedytorów i administracyjnych. Zwiększamy zatrudnienie wraz z rozwojem firmy.
W czym się specjalizujecie? - Od samego początku obsługujemy przemysł napojów, głównie miejscowy browar, ale też zakłady tytoniowe i branżę automotive. 85 proc. naszych usług to transport międzynarodowy, a reszta to przewozy krajowe. Nasze samochody można spotkać głównie w Niemczech, Hiszpanii i we Włoszech. Na krajówce korzystamy z podwykonawców. W przyszłości zamierzamy też rozwinąć usługi logistyczne. Właśnie przymierzamy się do budowy własnego magazynu dla składowania i przepakowywania towarów naszych klientów. Chcemy rozszerzyć współpracę z producentami.
Znając zawód kierowcy z własnych doświadczeń, jakim jest Pan szefem dla kierowców? - Bardzo wyrozumiałym, bo wiem ile trzeba wyrzeczeń i poświęceń, aby móc go wykonywać przez długie lata. Przede wszystkim zwracam uwagę na uczciwość i solidność, a także chęć do pracy. Doceniam swoich kierowców, dzięki czemu mamy też bardzo małą rotację na tym stanowisku. Niektórzy pracują z nami od samego początku. Staram się stworzyć dobrą atmosferę w pracy i oczywiście odpowiednio nagradzać ich finansowo, a szczególnie za solidną pracę, ekonomiczną jazdę, poszanowanie sprzętu.
Co jest dzisiaj najtrudniejsze w zawodzie kierowcy? - Ogrom przepisów, szczególnie związanych z czasem pracy kierowców, zakazami weekendowymi i wakacyjnymi oraz brak parkingów. Jak się nie znajdzie parkingu do godz. 18.00, kierowca ma poważny problem z bezpiecznym miejscem postoju na nocleg. Mówię tutaj nie o Polsce, ale też o krajach zachodniej Europy takich jak Niemcy, Włochy, czy Austria.
Na ile jest ważna w Państwa firmie kultura jazdy, za brak której kierowcy zawodowi są tak często krytykowani... - Zwracamy bardzo dużą uwagę na kulturę jazdy. Przede wszystkim cały czas szkolimy kierowców z przepisów, z jazdy ekonomicznej i ekologicznej. A środkiem przymusu są premie. Najtrudniej jest zmienić mentalność. Trzeba stale tłumaczyć, uświadamiać pewne problemy i powtórzę - szkolić i jeszcze raz szkolić w tym zakresie.
Jak polscy kierowcy wypadają na tle Europy? - Nasi kierowcy to górna półka transportu drogowego. Mamy naprawdę czym się poszczycić. Polacy mają małą wypadkowość, są zdolni, a przy tym potrafią dobrze zadbać o powierzony im tabor.
Jest Pan polskim zwycięzcą konkursu Renault Trucks - Optifuel Challange 2014, co to dla Pana oznacza? - To ogromna satysfakcja. Walczyłem o tytuł mistrza ekonomicznej jazdy w edycjach podobnego konkursu marki Volvo i byłem trzeci, potem piąty. Ale w tym roku postawiłem na Renault. No i udało się, wygrałem.
Potrzebne są tego typu konkursy? Co nam uświadamiają? - Bardzo są potrzebne, bo pokazują, że można jeździć szybko i tanio. A to jest dzisiaj najbardziej istotne w usługach transportowych. Uświadamia nam też to, że pojazdy Euro 6 to najnowsza technologia, pozwalająca na bardzo oszczędną ich eksploatację w porównaniu ze starszymi pojazdami, do których jesteśmy przyzwyczajeni.
Jaki jest najbardziej ulubiony Pana model cięgnika? - Volvo FH12, uważam że jest stworzony dla kierowcy zawodowego. Posiada przestrzenną, ułatwiającą życie codzienne kabinę, a prowadzenie tego pojazdu daje poczucie pełnego komfortu.
Czy ma Pan swoich sukcesorów, chciałby Pan, żeby pasje do transportu odziedziczyły dzieci? - Tak, chyba każdy rodzic o tym marzy, ale wiadomo, że wybory naszych dzieci, są ich wyborami. Natomiast jestem dobrej myśli, bo mam kilkuletnią córeczkę i już jest w temacie, więc kto wie..
Jakie są obecnie nastroje w transporcie drogowym? - W tym momencie, jeśli chodzi o ładunki eksportowe na Zachód, to ich nie brakuje, ale problem jest z ładunkami powrotnymi. Na razie sytuacja wygląda dobrze, poprawiły się też stawki przewozowe i skończyła się walka cenowa. Być może, ci którzy jeżdżą na Wschód nie odczuwają jeszcze poprawy, bo z racji kryzysu ukraińskiego sytuacja jest tam niestabilna i zawsze była tam silniejsza konkurencja z innych krajów tj. jak Łotwa, Litwa, ale generalnie narzekać nie ma na co.
Dziękuję za rozmowę,
Beata Trochymiak